Archiwum 06 sierpnia 2003


sie 06 2003 Bez głosu...bez namiotu.
Komentarze: 2

W zwiazku z tym ze 2 dni temu stracilam glos nie pojechalam pod namiot...przezylam ,ale to ze nie moge wydobyc z siebie ani slowa jest troszke chujowe! Dostalam leki...mam nadzieje ze niedlugo odzyskam mowe:/

A calymi dniamy siedze w domu i ogladam filmy na kompie. Robie z mama dobre obiadki. Wieczorem wpada osiedlowa patologia zeby sie z biednej niemowy ponabijac...ot tak czas sobie leci...

***

Ostatnio z Z. mialam taka rozmowke:

Matija: Jak za nia tesknisz to ja tu przywiez. Poznamy ja wreszcie.

Zulu: Tutaj?? Do tej holoty? Przeciez oni ja zjedza!

Matija: Przyzwyczai sie...

Zulu: A ty sie przzwyczailas? Nie denerwuje cie ze czasem traktuja cie jak faceta?

Matija:???!!!

No wlasnie! Tak sobie mysle...jestem dla nich kumplem.Zulu ma racje...czasem wkurza mnie ze bekaja przy mnie i nie powiedza przepraszam (wiedza ze tego nie lubie), ze pluja mi pod nogi, ze gadaja o walnieu konia i pytaja sie mnie czy nie skoczymy na numerek do klatki, ze czasem nie mozna pogadac z nimi o czym innym jak o bakaniu... Ale mimo wszytsko ich lubie! Wlasciwie to wszytsko mi zwisa...chcialabym zeby tylko K. czasem dostrzegle we mnie kobiete. Kobiete ktora go bezgranicznie kocha...

Bylo juz tak blisko...ale widac droga to mojego oceanu jest jeszcze daleka!

>>M<<

matija : :